Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Wrażliwy spółdzielca

16.06.2010 13:35 | 0 komentarzy | 3 597 odsłony | red
Chciał być prawnikiem, został spółdzielcą i społecznikiem. Z tego powodu Antoniego Duszę znali nie tylko w rodzinnym Bolęcinie.
0
Wrażliwy spółdzielca
Antoni Dusza jako 25 latek. Fot. z archiwum rodzinnego
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Antoni Dusza (1946-2010)
Chciał być prawnikiem, został spółdzielcą i społecznikiem. Z tego powodu Antoniego Duszę znali nie tylko w rodzinnym Bolęcinie.

W rodzinnej wsi skończył podstawówkę, następnie kształcił się w krzeszowickim liceum. Chciał zostać prawnikiem. Dwa razy zdawał egzamin wstępny na UJ, ale bez powodzenia. Jego ojciec Władysław, z zawodu szewc, całe życie był związany ze spółdzielczością, dlatego pewnie młody Antoni Dusza jako miejsce pierwszej pracy wybrał Centralę Rolniczych Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Krakowie. Najpierw był inspektorem. Z Krakowa przeniósł się do Katowic, kierując tamtejszym działem lustracji Samopomocy Chłopskiej.

- Ta praca wymagała ciągłych wyjazdów. Mąż często był w delegacjach. Lubił swoje zajęcie, ale często nie było go w domu - mówi Kazimiera Dusza. Pobrali się na początku lat siedemdziesiątych. Mieli dwoje dzieci.
- Tosiek musiał się intensywnie szkolić, bo nie znał się na początku na spółdzielczości. Szybko jednak wdrożył się do nowych obowiązków. Był cenionym pracownikiem. Miał opinię duszy towarzystwa. Jego charakterystycznym śmiechem można się było zarazić, ale nie był lekkoduchem - opowiada Józef Żbik z Tenczynka. Razem przepracowali kilkanaście lat. Potem utrzymywali kontakty towarzyskie.

Przez dziesięć lat (do 1997 roku) Antoni Dusza kierował GS-em w Libiążu. Funkcję prezesa na dwa lata zamienił na stanowisko kierownika chrzanowskiej filii Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Samopomoc”. Jednak ciągnęło go do spółdzielczości. Na początku 1999 roku został prezesem GS-u w Zatorze.

Pracę zawodową łączył ze społeczną. Do 26. roku życia grał w piłkę w Promyku Bolęcin jako prawoskrzydłowy. Przylgnął do niego pseudonim „Hokejka”. Podobno prawą nogą potrafił zawinąć, jak kijem hokejowym i precyzyjnie dośrodkować na głowę napastników. W bolęcińskiej drużynie występowało aż czterech braci Duszów.
Kiedy najstarszy z rodzeństwa - Antoni, piłkarskie buty powiesił na kołku, Antoni w zarządzie Promyka pełnił m.in. funkcje wiceprezesa i skarbnika.

- Tosiek był bardzo zaangażowany w działalność klubu. Jeździł na mecze, pomagał. W latach 80. wspólnymi siłami wybudowaliśmy boisko - wspomina Leszek Warzecha z Bolęcina. Razem pracowali w zarządzie klubu.

A. Dusza reprezentował mieszkańców Bolęcina w trzebińskiej radzie miasta. W swojej drugiej kadencji w samorządzie (w latach 1998-2002) kierował komisją budżetu i finansów, bacząc na interes swojego sołectwa.

- Rzadko zwierzał się ze swoich spraw zawodowych i społecznych. Tłumił w sobie wszystkie problemy. Czasem się złościł, ale wynikało to z jego temperamentu. Był naprawdę dobrym człowiekiem - wspomina żona.

- Wydeptał wiele ścieżek w sprawach gazyfikacji i telefonizacji Bolęcina. Dużo pomógł mu pochodzący z Płazy wicewojewoda Domagała. Telefon był dawniej u nas tylko u sołtysa, dlatego sprawa była tak ważna. Okazało się, że kable trzeba było ciągnąć z Chrzanowa, przez las kościelecki, ale to go nie zniechęciło - dodaje Lucjan Kocot z Bolęcina, kolega A. Duszy.

Cztery lata temu Antoni Dusza zaczął mieć problemy neurologiczne. Lekarzom trudno było postawić właściwą diagnozę. Choroba nasilała się, powodując m.in. problemy z poruszaniem się. Antoni Dusza zmarł 1 maja tego roku.

- Będzie go bardzo brakować. To był wspaniały kolega i bezinteresowny społecznik - dodaje Lucjan Kocot.
Marek Oratowski

Przełom nr 23 (942) 9.06.2010