Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Nie ma takiego drugiego księdza

04.08.2010 13:01 | 1 komentarz | 18 349 odsłon | red
Kiedyś przeżyłem szok, gdy podczas pierwszej spowiedzi zobaczyłem ojca kucającego przy filarze i filmującego z bliska swoje dziecko. Chciał mieć wszystko nagrane, nawet grzechy. Po prostu mnie zamurowało. Zamierzałem mu zrobić awanturę. Przecież muszą być jakieś granice! Powstrzymałem się tylko ze względu na dziecko - mówi ks. Stanisław Marchewka, proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Libiążu.
1
Nie ma takiego drugiego księdza
Ks. Stanisław Marchewka
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Kiedyś przeżyłem szok, gdy podczas pierwszej spowiedzi zobaczyłem ojca kucającego przy filarze i filmującego z bliska swoje dziecko. Chciał mieć wszystko nagrane, nawet grzechy. Po prostu mnie zamurowało. Zamierzałem mu zrobić awanturę. Przecież muszą być jakieś granice! Powstrzymałem się tylko ze względu na dziecko - mówi ks. Stanisław Marchewka, proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Libiążu.

Łukasz Dulowski: Rzadko udziela ksiądz wywiadów.
Ks. Stanisław Marchewka: - To chyba mój pierwszy raz. Nigdy nie uważałem się za kogoś aż tak ważnego, żeby występować w mediach.

Czy funkcja proboszcza nie jest ważna?
- Owszem. Zwłaszcza gdy mówimy o tak specyficznej parafii jak Przemienienia Pańskiego w Libiążu.

Na czym polega jej nietypowość?
- Parafia liczy jakieś 9,5 tysiąca wiernych, z czego 3,5 tysiąca to mieszkańcy osiedla Flagówka. Większość lokatorów bloków już w piątek wyjeżdża do swoich rodzin poza miasto. Najczęściej po prowiant. Nie ma ich na niedzielnej mszy świętej. Do tego trzeba dołożyć około półtora tysiąca osób przebywających za granicą.

Rozumiem, że nie często kościół wypełnia się po brzegi.
- Akurat z tym nie jest źle.

Za to bardzo dobrze oceniają księdza samorządowcy, skoro postanowili przyznać tytuł Honorowego Obywatela Miasta.
- Cieszę się, ale mam wątpliwości, czy proboszcz zasługuje na tak duże wyróżnienie. Co innego biskup. Po prostu robię to, co do mnie należy.

Spróbujmy porozmawiać o księdza dokonaniach i pomysłach, a Czytelnicy sami ocenią, czy w grę wchodzi wyjątkowość czy przeciętność. Od czego zaczynamy?
- Może od świątyni. Gdy ćwierć wieku temu objąłem probostwo w Libiążu, kościół w środku przedstawiał mieszankę neogotyku, baroku, nowoczesności. Przez te wszystkie lata dążyłem do przywrócenia wnętrzu stylowej jednolitości, czyli neogotyckiego wystroju. Udało się. Ostatnio przybyły dwa konfesjonały jako kopie z 1910 roku. Obecnie właściwie wszystko jest odnowione. Jedynie ozdobne pilastry na zewnątrz wymagają szybkiej konserwacji. Odłamujące się kawałki lecą na ziemię.

Czy w tej sytuacji parafianie pomogą?
- Myślę, że tak. Ludzie są hojni, gdy widzą, że robi się coś konkretnego. Przez 25 lat tyle pieniędzy przekazali i tyle pracy włożyli, że wystarczyłoby na postawienie nowego kościoła. Ten jednak, zaprojektowany przez Teodora Talowskiego, jest wyjątkowy. Kardynał Adam Sapieha powiedział, że to najpiękniejszy kościół wiejski w archidiecezji krakowskiej (kardynał Sapieha zmarł w 1951 r., Libiąż uzyskał prawa miejskie w 1969 r. - dop. red.).

Ksiądz chyba lubi historię, bo opowiada o niej z pasją.
- Kapłan musi się interesować przeszłością. Zresztą, przez wiele lat uczyłem historii kościoła w ramach religii. W krakowskich Bieńczycach miałem 1.850 dzieci. Tygodniowo wychodziło 32 godziny zajęć.

Pomówmy teraz o rygorystycznym podejściu do niektórych spraw. Przykładowo zabrania ksiądz robienia zdjęć w kościele podczas Pierwszej Komunii Świętej.
- Filmowania też nie ma! Dzieci powinny się skupić na przeżywaniu wyjątkowych chwil, a nie na pozowaniu. Gdy co drugi rodzic wyciąga aparat lub kamerę, msza zamienia się w piknik. Po nabożeństwie popołudniowym każdy może do woli fotografować i filmować. Wtedy ksiądz jest do dyspozycji.

Wydaje się, że w ten sposób ksiądz stara się uzmysłowić ludziom, że fakt przeżycia duchowego powinien być ważniejszy od pamiątki.
- Kiedyś przeżyłem szok, gdy podczas pierwszej spowiedzi zobaczyłem ojca kucającego przy filarze i filmującego z bliska swoje dziecko. Chciał mieć wszystko nagrane, nawet grzechy. Po prostu mnie zamurowało. Zamierzałem mu zrobić awanturę. Przecież muszą być jakieś granice! Powstrzymałem się tylko ze względu na dziecko.

Czy jest ktoś, na kim się ksiądz wzoruje?
- To nieżyjący już ksiądz Edward Broszkiewicz. Był między innymi na Rospontowej i w Kościelcu. Zmarł w Makowie Podhalańskim w 1996 r. Podobnie, jak on, przywiązuję ogromną wagę do śpiewu. To mój konik.
Każdego roku, 8 grudnia, odbywa się duchowa adopcja dziecka poczętego nienarodzonego. Przed ołtarzem wierni przyrzekają, że przez dziewięć miesięcy będą się codziennie modlić za dzieci poczęte, zagrożone aborcją. Deklarują też drobne umartwienia, przykładowo ograniczenie palenia, jedzenia słodyczy albo oglądania ulubionego programu. Raz w takiej duchowej adopcji uczestniczyło 180 osób.
W Wielki Czwartek ludzie przychodzą na wieczorną mszę z kromką chleba. Po powrocie do domu życzą sobie, żeby być dla siebie dobrym jak chleb.
Poza tym od pięciu lat wybieramy najdłuższą palmę. Dotychczasowy rekord to 14 metrów 69 centymetrów. W ten sposób chcę zachęcić wiernych do rodzinnego robienia palm.
Jest jeszcze konkurs na najładniejszą szopkę bożonarodzeniową, konkurs śpiewania kolęd, są wystawiane jasełka oraz organizowane biegi przełajowe o puchar parafii.

Sporo tych inicjatyw, a próbował ksiądz zasugerować na początku naszej rozmowy, że nie wybija się ponad przeciętność.
- Od ćwierć wieku na Boże Narodzenie i Wielkanoc wysyłam do parafian, którzy skończyli 75 lat, kartki z własnoręcznie napisanymi życzeniami. 300-350 sztuk. To jest niezmiernie wzruszające, gdy przychodzę po kolędzie, a babcia pokazuje kilka takich kartek wiszących na ścianie. I mówi ze łzami w oczach: „Od nikogo nie dostaję już życzeń, tylko ksiądz o mnie pamięta”.

Teraz zapytam księdza wprost: dlaczego został kapłanem?
- Mówili, że od dzieciństwa byłem przeznaczony do stanu duchownego. Z rodzinnego domu w Kościelcu miałem bliżej do kościoła niż ksiądz z plebanii. Przez jedenaście lat byłem ministrantem. Kościół i rolnictwo to moje dwie pasje.

Przy libiąskim kościele prowadzi ksiądz gospodarstwo.
- Około pięć hektarów. Cześć zajmuje łąka, sieję pszenicę, jęczmień, owiec. Sadzę kukurydzę i buraki dla bydła.

To chyba ewenement co najmniej na skalę województwa.
- Robię to z miłości do ziemi oraz jako świadomy wyrzut sumienia dla moich parafian, którzy lekką ręką porzucili ziemię swoich ojców. Wystarczy pojechać za Przemszę, gdzie widzi się pola uprawne, a w Libiążu prawie wszystko leży odłogiem.

Jakie pożytki płyną z gospodarstwa?
- Mam mleko i masło, ser, ziemniaki, warzywa. To wszystko smakuje inaczej niż kupne.

O ks. Stanisławie Marchewce
Urodził się w 1942 r. W latach 1966-1970 był na parafii pw. Najświętszej Rodziny w Zakopanem, w latach 1970-1974 na parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Rabce, w latach 1974-1977 w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w krakowskich Bieńczycach, w latach 1977-1980 na parafii pw. św. Szczepana w Krakowie. W latach 1980-1985 był proboszczem parafii pw. Matki Bożej Ostrobramskiej w Chrzanowie Rospontowej, od 1985 r. kieruje parafią pw. Przemienienia Pańskiego w Libiążu.

Przełom nr 30 (949) 28.07.2010