Nie masz konta? Zarejestruj się

Historia

Strach przed nalotami

25.08.2010 14:16 | 0 komentarzy | 7 942 odsłon | red
W sierpniu 1944 roku nad Trzebinią przez wiele dni unosił się dym z płonącej rafinerii. Przyczyną pożaru był dokonany przez aliantów nalot. Niemcy obawiali się ataków lotniczych już kilka lat wcześniej i starali się do nich przygotować.
0
Strach przed nalotami
Niemcy i Volksdeutsche mieszkający w Chrzanowie i Trzebini otrzymywali od państwa lub kupowali sami maski przeciwgazowe
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W sierpniu 1944 roku nad Trzebinią przez wiele dni unosił się dym z płonącej rafinerii. Przyczyną pożaru był dokonany przez aliantów nalot. Niemcy obawiali się ataków lotniczych już kilka lat wcześniej i starali się do nich przygotować.

Na ziemi chrzanowskiej, okupowanej od pierwszych dni września 1939 roku, prawdziwe przygotowania do obrony przed atakami lotniczymi hitlerowcy zaczęli dopiero w 1941 roku, po ataku na ZSRR. Wcześniej zagrożenie ze strony francuskich czy angielskich samolotów lekceważono.

Już 22 czerwca 1941, w dniu ataku na Związek Sowiecki, wydawano zarządzenia porządkujące zasady organizowania obrony przeciwlotniczej.
W tym też czasie Niemcy zaczęli przywiązywać większą wagę do działalności ochotniczych straży pożarnych. Miały one funkcjonować jako formacje Luftschutzu, czyli obrony przeciwlotniczej.
W 1941 wydane zostało zarządzenie dotyczące zaciemnienia. Wygaszanie lub zasłanianie świateł miało utrudniać alianckim pilotom identyfikację celów. Za zlekceważenie tych przepisów groziły najsurowsze konsekwencje.
W 1943 i 1944 roku alarmy lotnicze ogłaszano często, bo alianckie maszyny latały w pobliżu Chrzanowa i Trzebini wielokrotnie. Na ogół jednak ich celem były zakłady Górnego Śląska.
W czasie alarmu lotniczego załogi zakładów opuszczały stanowiska pracy i udawały się do schronów lub zaimprowizowanych ukryć. Cały ten czas należało potem odpracować.
Niektórzy robotnicy otrzymywali Ausweis zum Betreten der Strassen bei Fliegeralarm, czyli zaświadczenie umożliwiające poruszanie się po ulicach w czasie alarmu lotniczego. Dokument taki wystawiał szef obrony przeciwlotniczej zakładu. Posiadacz ausweisu mógł z niego korzystać tylko na trasie z fabryki do domu, gdzie indziej był on już nieważny.
Niemcy i Volksdeutsche mieszkający w Chrzanowie i Trzebini otrzymywali od państwa lub kupowali sami maski przeciwgazowe. Obawa przed atakiem lotniczym z użyciem gazów trujących była w Niemczech dość powszechna. Podobno ochroną przed atakiem chemicznym Hitler interesował się szczególnie, bo sam padł ofiarą takiego ataku w czasie I wojny światowej.
Tam, gdzie było to możliwe, Niemcy budowali lub rozbudowywali istniejące już schrony przeciwlotnicze. Tak było m.in. w trzebińskiej rafinerii, na którą nalot był tylko kwestią czasu. Choć okupanci o tym doskonale wiedzieli, to w połowie 1944 roku ich siły nie wystarczały już na skuteczną obronę przed angielskimi i amerykańskimi bombowcami. Niewiele mogły już pomóc armaty przeciwlotnicze ustawione m.in. w Sierszy i w Libiążu. Było ich zbyt mało, bo były bardziej potrzebne w ważniejszych dla III Rzeszy miejscach.
Po latach zostało już niewiele świadectw tamtych czasów. Zatarły się umieszczane na budynkach białe strzałki z literami LSR (skrót od Luftschutzraum) wskazujące kierunek do schronu, zniknęły stanowiska armat przeciwlotniczych, czasem jeszcze tylko można na starych strychach znaleźć maski przeciwgazowe. Została także tragiczna pamiątka- pomnik ofiar nalotu na trzebińską rafinerię.
(l)

Przełom nr33 (952) 18.08.2010