Nie masz konta? Zarejestruj się

Porady

O wyrazach niedźwiedź, wielbłąd, słoń i tygrys

20.10.2010 14:50 | 0 komentarzy | 22 966 odsłony | red
Polszczyzna łatwizna (66)
0
O wyrazach niedźwiedź, wielbłąd, słoń i tygrys
Maciej Malinowski
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Polszczyzna łatwizna (66)

Dziś będzie o słowie niedźwiedź i o tym, jak wielbłąd ukradł nazwę słoniowi...

Jak wiadomo, wyrazu niedźwiedź używa się na oznaczenie dużego, drapieżnego zwierzęcia o masywnej budowie ciała, krótkich kończynach, wyposażonego w gęste futro. Ale - uwaga - jest to wyraz niejako zastępczy. Nie wiadomo, jak pierwotnie mówiono na tego niebezpiecznego ssaka, prześladującego naszych przodków.

Warto wiedzieć, że przed wiekami nazwy groźnych zwierząt objęte były tzw. tabu językowym. Wierzono, że kiedy wypowie się na przykład słowo wilk, ów drapieżnik natychmiast zjawi się w danym miejscu i zaatakuje człowieka (stąd się wzięło powiedzenie Nie wywołuj wilka z lasu). Dlatego często używano określeń łagodniejszych, rozumianych wyłącznie przez współplemieńców.
Tak „urodziła się” nazwa niedźwiedź, a właściwie miedźwiedź (jeszcze Mikołaj Rej pisał: Dwa obeszli miedźwiedzia, więc sobie szeptali / szacując, zacz by onę skórę w mieście dali). Zaczęto tak mówić, mając na myśli owo groźne zwierzę, gdyż chętnie jadło ono miód. Miedźwiedź znaczyło dosłownie `miód jedzący`(miedw + jed; głoskę d artykułowano później miękko jako dw`, a następnie jako dźw-).
Mówilibyśmy i dziś miedźwiedź, gdyby nie pewna okoliczność. Otóż początkową spółgłoskę miękką m` (zapisywaną jako mi-) wymawiano w niektórych rejonach Polski (głównie na Mazowszu) jako mń-; mówiono mniasto, mniły, mniejsce zamiast miasto, miły, miejsce. Zdarzało się jednak, że mylono przy tym i mieszano wyrazy zaczynające się od m` (mi-) i n` (ni-). Bywało więc tak, że „poprawiano” słowa z nagłosowym n- i przymiotnik niski czy rzeczownik nić otrzymywały ni stąd, ni zowąd brzmienie... miski, mić.
Niewykluczone, że w gwarze funkcjonowała też forma mniedźwiedź, tyle że w tym wypadku uproszczenie spółgłoskowe poszło w innym kierunku - uznano, że nie chodzi o mazurzącą postać fonetyczną słowa miedźwiedź, tylko o „modyfikację” wyrazu niedźwiedź, któremu niepotrzebnie dodano literkę i głoskę m. Tak oto upowszechniła się nieuzasadniona forma niedźwiedź... (ciekawe, że Rosjanie do dziś mówią miedwied`).

Słowo niedźwiedź (początkowo miedźwiedź) było już mniej niebezpieczne, oznaczało po prostu `miodojada`. Kiedy jednak stało się popularne, i jego w myśl wierzeń bano się wymawiać. Szybko więc wymyślono inne, pieszczotliwe określenia, np. miś czy mieszko. Miś był zdrobnieniem od miedźwiedź, mieszko łączył się z kolei z imieniem Mieszko, pochodzącym od czasownika mieszkać, czyli `być ociężałym, mieć niezgrabne ruchy`. Chyba słusznie, bo taki jest właśnie niedźwiedź. Istniały również inne nazwy niedźwiedzia, nawiązujące do jego cech, np. kosmacz, kudłacz, bartnik czy mrówczarz.

Dodam, że po łacinie nasz niedźwiedź nazywa się ursus, po grecku arktos, po angielsku bear, a po niemiecku Bär (bear, Bär znaczy `bury, szary`). Z kolei w języku litewskim słowo lokys rozumie się jako `kudłaty lub liżący`. Nikt jednak nie wie, jak naprawdę brzmiała pierwotnie nazwa owego zwierza.
Z nazwą wielbłąd było z kolei tak...
W języku gockim (języku germańskiego plemienia Gotów) istniało słowo ulbandus, mające związek z łacińskim wyrazem elephantus i greckim elefas (dopełniacz elefantos). Wszystkie one oznaczały słonia. Myśmy przejęli staro-cerkiewno-słowiańską postać tego słowa, czyli wielbąd, modyfikując je później na wielbląd, potem na wielbrąd, a następnie na wielbłąd, która to forma obowiązuje do dzisiaj i nazywa garbate zwierzę.
Dlaczego Słowianom słoń pomylił się z wielbłądem? Dlatego, że z opowiadań czy żywotów świętych słyszeli oni o jakimś wielkim, egzotycznym zwierzęciu, więc pierwszemu napotkanemu stworzeniu o takich rozmiarach nadali nazwę zarezerwowaną etymologicznie dla słonia. Dla naszych protoplastów nie miało większego znaczenia, jakiego używają określenia: słoń czy wielbłąd? Zapożyczona nazwa ulbandus (elephantus), czyli słoń, przylgnęła do zwierzęcia, który okazał się... wielbłądem.
Ale na tej pomyłce wcale się nie skończyło. Proszę sobie wyobrazić, że wyraz słoń, wywodzący się ze słowiańskiego słowa slon?, ma z kolei wiele wspólnego z orientalnym (tureckim) wyrazem e(r)slan, który oznacza... tygrysa. Jak widać, wielbłąd ukradł nazwę słoniowi, a słoń zabrał ją tygrysowi!

Na szczęście wyraz tygrys znaczy już to, co znaczy. Wywodzi się z łacińskiego słowa tigr, którego dopełniacz brzmi tigris. W polszczyźnie upowszechniła się forma tygrys (łacińskie ti- przeszło w ty-), choć równie dobrze mogłaby to być mianownikowa postać tygr (tak mówiono i pisano jeszcze w XVI w.).

Wróćmy jednak do historii słowa wielbłąd. Przed wiekami sądzono, że owo zwierzę nosi taką dziwną nazwę dlatego, że jest... wielkim błędem, tzn. wypaczeniem natury (ze względu na nietypową budowę ciała). Ze skrócenia wyrażenia wielki błąd, czyli odcięcia ki- od przymiotnika wielki i zrośnięcia się wiel z błąd, miał niby powstać rzeczownik wielbłąd...

Ale to tylko tzw. etymologia ludowa. W języku polskim nigdy się nie tworzyło (i nie tworzy) wyrazów w taki sposób. Chyba że na własny użytek. Jan Tomaszewski, znany przed laty bramkarz reprezentacji Polski, dziś komentator sportowy, często posługuje się wyrazem wielbłąd, ale w innym znaczeniu. Kiedy piłkarz zrobi na boisku głupi kiks lub zagra jak amator, Tomaszewski mówi z ironią: - To nie był błąd zawodnika X, tylko... wielbłąd.

I jeszcze jedno. Wielbłąd jednogarbny nosi nazwę dromader (z fr. dromadaire). Niektórzy znawcy upierają się jednak, że powinniśmy mówić i pisać nie dromader, lecz dromedar, bo słowo to wywodzi się z łac. dromedarius (Camelus dromedarius). Jednak po grecku brzmi to dromados kamelos (`szybko biegnący wielbłąd`) i stąd francuska forma dromadaire [czyt. dromader] i polska dromader. Dodam, że wielbłąd dwugarbny domowy nazywa się baktrian (od łac. Camelus bactrianus).

Autor jest mistrzem ortografii polskiej (katowickie „Dyktando”), autorem książek „(...) boby było lepiej”, „Obcy język polski” i  „Co z tą polszczyzną?”

Przełom nr 41 (960) 13.10.2010