Praca, biznes, edukacja
160 litrów grochówki
Rozmowa z Arkadiuszem Gwizdałą, właścicielem chrzanowskiej firmy Smakosz
Patrycja Stanek: Z tegorocznego Małopolskiego Festiwalu Smaku wrócił pan ze statuetką.
Arkadiusz Gwizdała: Jestem zadowolony z pierwszego miejsca, a jednocześnie zaskoczony. Nie spodziewałem się tego, bo konkurencja była naprawdę duża.
O zwycięstwo walczyło 48 wystawców, większość w kategorii dania gotowe i potrawy, czyli w tej, w której Smakosz zwyciężył.
- Muszę jednak przyznać, że moim zdaniem, nie wszystko kwalifikowało się do tej kategorii. Szczególnie śledzie, które zwyciężyły w plebiscycie publiczności.
Jury zasmakowała wasza wojskowa grochówka. Ile jej ze sobą przywieźliście?
- Około 160 litrów. Część z tego poszła oczywiście na degustację, część sprzedaliśmy.
Pogoda nie dopisała, w związku z tym ludzie pewnie też?
- Organizacja także była kiepska. Stoiska fatalne, bez podłóg, przygotowane jakby na lato. Poza tym w nocy wyłączyli prąd i wszystko trzeba było wozić do domu, a na drugi dzień znowu z tym przyjeżdżać. Ludzie nie mieli gdzie usiąść, stali pod parasolami, to i jak w takich warunkach jeść potrawy? Z jury też były problemy. Poproszono mnie, abym przyniósł grochówkę do degustacji. Musiałem z nią chwilę czekać, zanim jury zebrało się w całości. Zdążyła w tym czasie już trochę wystygnąć.
To tym lepiej, że tak zasmakowała! Zauważył pan jakieś osoby z Chrzanowa?
- Muszę przyznać, że była ich garstka. Ale wcale się nie dziwię, że nie chciało im się przyjeżdżać na taką pogodę.
Grochówkę gotowała pańska żona Małgorzata.
- Tak, to dzieło mojej żony. Zupy w jej wykonaniu nie mają sobie równych.
Rozmawiała Patrycja Stanek
Przełom nr 40 (856) 1.10.2008