Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Wojewoda pogonił gminę

28.06.2006 12:34 | 1 komentarz | 4 010 odsłony | red
Wojewoda małopolski uznał, że efekty rekultywacji zbiornika pomarglowego Górki są mizerne. – To ocena niesprawiedliwa i oburzająca – twierdzą trzebińscy radni.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wojewoda małopolski uznał, że efekty rekultywacji zbiornika pomarglowego Górki są mizerne. – To ocena niesprawiedliwa i oburzająca – twierdzą trzebińscy radni.
Z 12 mln zł z budżetu państwa na rekultywację toksycznego zbiornika gminie udało się wykorzystać tylko trzy miliony. I choć w jeziorku wciąż jest woda, resztę pieniędzy (około 9 mln zł!) trzeba oddać, bo w tym tygodniu mija umowny termin wykonania odpompowywania zbiornika. Kiedy trzebińscy radni podjęli u wojewody starania o nowe środki na usunięcie całości cieczy, z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie otrzymali pismo, w którym wyraźnie zaznaczono, że to gmina jest odpowiedzialna za rozwiązanie trującego problemu. Z takim postawieniem sprawy zgodzić się nie mogli.

Urażeni
Pismo adresowano do zarządu miasta, choć taki organ od czterech lat nie istnieje, co już na wstępie rozsierdziło radnych. Uznali, że pisał je jakiś urzędnik, który o Górce wie niewiele, a jego przełożony pewnie nie czytał, co podpisuje. Postanowili więc wystosować ostrą odpowiedź, przedstawiając historię zbiornika i działania podjęte w celu jego likwidacji. Zaznaczyli, że składowisko odpadów powstało nielegalnie, że już w momencie likwidacji ZSO Górka SA gmina zabiegała o jego rekultywację. Jednak bezskutecznie. Gdy zbiornik przeszedł na własność Skarbu Państwa, rozpoczęły się starania o pozyskanie z Wojewódzkiego bądź Państwowego Funduszu Ochrony Środowiska pieniędzy na jego rekultywację. Daremnie. Potem były przepychanki naukowców, nieudane przetargi itd.
- Górka nie jest problemem gminy, tylko województwa. Mimo to, sami zajęliśmy się jego rozwiązaniem. Teraz musimy podjąć jeszcze bardziej zdecydowane kroki, by przyznano nam pieniądze na odpompowanie całości zbiornika – uważa przewodniczący rady, Stanisław Szczurek.

Mrówki Wołocha
- Nie możemy pozwolić, by województwo stosowało spychotechnikę i na nas zrzucało problem Górki. Nie możemy dać się tak traktować. Jak będzie trzeba stworzę zespół mrówek, i w kanistrach zawieziemy wodę z jeziorka do Krakowa – denerwował się radny Franciszek Wołoch, ostrzegając też przed niekontrolowanym przelaniem się wody przez koronę zbiornika.
- Takiej możliwości nie ma, bowiem lustro wody udało się obniżyć w sumie o 3,2 metra – uspokajał burmistrz Adam Adamczyk.
Według Adamczyka, znacznie poważniejszym problemem może być natomiast skażenie wód gruntowych. Otaczająca zbiornik ziemia nasiąkła bowiem toksyczną cieczą i wkrótce może nie wytrzymać ciśnienia wody.

Metoda pokornego
- Pisma już nie skutkują. Więc zamiast rekultywację zbiornika Górki brać na barki gminy, może powinniśmy rozwiązać umowę użyczenia z powiatem, reprezentującym w imieniu wojewody Skarb Państwa, i niech oni się martwią, co zrobić ze swoją własnością – podsunął odmienne rozwiązanie radny Waldemar Wszołek.
Burmistrz Adamczyk konsekwentnie bronił jednak swego znanego od lat stanowiska:
- Gdybym nie wziął na siebie tego zadania, lustra wody na pewno nie udałoby się obniżyć nawet o 3,2 m – stwierdził Adamczyk.
Przyznał, że rozumie zdenerwowanie radnych, jakoby gmina nic w tej sprawie nie robiła. Jednak on sam nie będzie im mówił, czy pisma do wojewody mają być ostre, czy łagodne.
- Póki mogę, wciąż metodą pokornego będę się starał zdobyć pieniądze na odpompowanie cieczy. Już podjąłem starania w tej sprawie w Warszawie, a wojewoda popiera moje działania – zaznaczył burmistrz.
W tej sytuacji radni uznali, że zaproszą wojewodę do Trzebini i przekażą mu pismo. Jednak, jeśli nie będzie zadawalającego odzewu z jego strony, podejmą ostrzejsze kroki.
Anna Jarguz

KOMENTARZ
Burmistrz Adamczyk lubi być „kopany”, zamiast z pozycji gospodarza gminy ,,kopać” urząd wojewódzki. Kilka lat temu w jednym z tekstów napisałam, że skoro bierze na siebie cudze powinności (sprawę rekultywacji toksycznego jeziorka) wcześniej czy później dojdzie do sytuacji, że właściciel zachowa się na zasadzie „płacę, to wymagam”. Sugerowałam, że rekultywacja skażonego chemicznie terenu przerasta możliwości gminy, niepotrzebnie absorbując urzędników. Wtedy Adam Adamczyk się na mnie obraził, bo tłumaczył, że jako gospodarz nie może zostawić rzeczy samej sobie. Górka była zakładem państwowym i to na państwowych a nie samorządowych urzędnikach ciążył obowiązek, żeby po trucicielu posprzątać. Zdjęła go z nich umowa użyczenia przez wojewodę terenu gminie i prawo dysponowania 12 milionami z budżetu państwa.
I nie piszę tego, żeby powiedzieć dziś: „dobrze Ci tak Adamczyk”. Nie zazdroszczę mu, że w tej sprawie ma za sobą tylko wtajemniczonych urzędników. Nie ma zaś oparcia w radzie. Większość radnych nie ma nadal pojęcia, o co w tym tak naprawdę chodzi. Na spotkaniach takich jak wyżej opisane tracą czas na dysputach czy pismo do wojewody ma być ostre, czy nie, a nie radzą co z tym fantem zrobić dalej, bo to jest po prostu za trudne.
Alicja Molenda

Przełom nr 26/740 28.06.2006

Czytaj również