Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Biała laska to nie koniec świata

04.12.2015 10:34 | 0 komentarzy | 6 002 odsłon | Marek Oratowski

Wyobraźnia dopowiada to, czego nie mogą dostrzec. - Najważniejsze, że rozumiemy się bez słów – mówi Mieczysław Andrzej Lisiński. Przez kilka lat pracował jako masażysta z ekipą legendarnych Orłów Kazimierza Górskiego. Posyła żonie Halinie promienny uśmiech. Oboje są niewidomi.

0
Biała laska to nie koniec świata
Mieczysław Andrzej Lisiński z żoną Haliną zawsze znajdował wspólny język. Oboje wykonywali ten sam zawód, oboje są niewidomi. Fot. Marek Oratowski
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Artykuł udostępniony bezpłatnie w ramach promocji działu DO POCZYTANIA

Wiodą spokojne życie emerytów. Gdy idą chodnikiem, większość przechodniów nie jest w stanie rozpoznać, że prawie nie widzą. Zawsze jakoś sobie radzili, a ta zaradność pozwoliła panu Mietkowi pracować dla piłkarzy Kazimierza Górskiego.

Ona: wybrałam inteligentne zajęcie
W wieku 25 lat zaczęła gorzej widzieć. Nie rozpoznawała ludzi na ulicy. Nie potrafiła normalnie czytać, bo linijki falowały przed oczami. Okulista zawyrokował, że to degeneracja siatkówki. Trafiła do szpitala, a potem musiała okiełznać chorobę w domu. Zawsze miała pod ręką krople i witaminy. Akurat ukończyła Akademię Ekonomiczną w Krakowie. Zagryzła zęby i podjęła pracę w wyuczonym zawodzie w trzebińskiej rafinerii. Widziała jednak coraz gorzej. Po sześciu latach przeszła na rentę.

- Dowiadywałam się, co robią ludzie mający kłopoty ze wzrokiem. Wielu jest masażystami. Uznałam, że to w miarę inteligentne zajęcie – śmieje się po latach pochodząca z Dębicy Halina Lisińska. Do tego potrzebne były studia podyplomowe. Jak postanowiła, tak zrobiła. Przez Polski Związek Niewidomych trafiła na szkolenia. Poznała ludzi, którzy mimo niepełnosprawności starają się normalnie żyć: tańczą, piszą listy alfabetem Braille`a. Nauczyła się poruszania z białą laską, orientacji w terenie.

- Najtrudniej przyszło mi zaakceptować, że muszę korzystać z pomocy innych. Do dziś pamiętam towarzyszące temu bicie serca i strach. Przykładowa rozmowa w sklepie: „Proszę kiełbasę. Którą? A jaką pan ma? To nie widzi pani? Nie, nie widzę. To dlaczego pani nie nosi okularów? Nawet gdybym założyła teleskopy, to nic nie da. W takim razie, jakie są kiełbasy?” - opowiada.

On: Gorgonia masowałem wcześniej...

Urazu nerwu wzrokowego doznał podczas urodzin. Porażeniu towarzyszył silny oczopląs i krótkowidztwo. Po pewnym czasie lewe oko amputowano. W prawym widzenie jest na poziomie 25 procent. Postanowił jednak być aktywny. Nie został lekarzem, jak sobie wymarzył, ale masażystą. Mieszkał na Śląsku. Kolega zajmujący się odnową biologiczną w Górniku Zabrze na początku lat 70., zaproponował mu przyjście do klubu. W tamtym czasie reprezentacja Polski składała się głównie z graczy z Zabrza i warszawskiej Legii, szybko więc znalazł się w sztabie medycznym drużyny narodowej. Przez kilka lat jeździł z ekipą Kazimierza Górskiego. Uczestniczył w mistrzostwach świata w Niemczech, kiedy to „Orły” zajęły trzecie miejsce, sprawiając największą niespodziankę w turnieju. Brał udział w wielu  zagranicznych tournée, m.in. po USA, Ameryce Południowej i Azji.

- W Sofii graliśmy z Bułgarami. Policja wyprowadziła mnie z boiska, biorąc pomyłkowo za pseudokibica. Zrobiła się awantura, ale potem mnie przeprosili. To była ciężka praca. Bardziej pobudliwych graczy, jak Gorgoń i Sołtysik, masowałem zawsze wcześniej. Tych spokojniejszych, przykładowo Lubańskiego, tuż przed wyjściem na boisko – opowiada.

Do dziś pamięta rozpacz trenera AS Roma Helenio Herrery. Na ceglanej bieżni padł na twarz w białym płaszczu i walił rękami, bo w drodze losowania zabrzanie wygrali ze słynnym włoskim klubem w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów.

Podczas wyjazdów w jednym pokoju mieszkał zazwyczaj ze sprawozdawcą Janem Ciszewskim.
- Janka zapamiętałem wiecznie uśmiechniętego. Niewielu wie, że świetnie grał w tenisa stołowego. Zwykle jego partnerem był Hubert Kostka, którego ogrywał – wspomina Mieczysław Andrzej Lisiński.

Przyglądali się sobie 20 lat
By poznać tajniki masażu, pani Halina pojechała do sekcji masażystów Polskiego Związku Niewidomych w Chorzowie. Na jej czele stał wówczas pan Andrzej.

- Pamiętam, jak kolega podszedł do Andrzeja i zagadnął go: „A ty jeszcze jeździsz po świecie?” Zaczęłam dopytywać, co zrobić, by móc nie tylko pracować w tym zawodzie, ale przy okazji także podróżować. Usłyszałam, że trzeba być w sztabie reprezentacji Polski. Zrobiłam markotną minę, bo wcale nie miałam warunków fizycznych, by masować potężnie zbudowanych zawodników. Tak skończyły się marzenia o dalekich wyjazdach – stwierdza.

Przyglądali się sobie 20 lat. Oboje mieli wtedy pełnosprawnych partnerów.
- Gdy decydowałam się na powtórny związek, nie byłam początkowo pewna. Nie żałuję jednak, że powiedziałam „tak”. Rozumiemy się bardzo dobrze. Znamy swoje ograniczenia i potrzeby. Za nami tyle podobnych doświadczeń. Uprawialiśmy ten sam zawód, borykamy się z problemami ze wzrokiem i mieliśmy podobnie funkcjonujące rodziny. Na dodatek mój syn znakomicie się wpasował w nasze małżeństwo. Miał 16 lat, gdy ponownie wyszłam za mąż. Sama go wychowałam, bo gdy był mały, podjęłam już decyzję o rozwodzie – mówi pani Halina.

Małżonkowie przez wiele lat pracowali razem w chrzanowskim szpitalu, pomagając pacjentom dochodzić do pełnej sprawności. Chorzy podziwiali ich cierpliwość.

Smak codzienności
Używają mówiących zegarków, ciśnieniomierza i termometru. Uznali, że wszystkie przedmioty codziennego użytku, jak szklanki, sztućce i talerze, muszą mieć stałe miejsce. Pokrywki ułożone są w kuchni od największej do najmniejszej.
Problem pojawia się, gdy muszą wypełnić jakiś druk. Najczęściej czekają wtedy na przyjazd syna.

- W chrzanowskim urzędzie miejskim był problem, bo pracownicy za nic nie chcieli wypełnić za nas wniosków. Opowiedzieliśmy o tym poprzedniemu burmistrzowi Ryszardowi Kosowskiemu i dostaliśmy zaproszenie na posiedzenie komisji zdrowia. No i postawiliśmy na swoim – opowiadają.

Łączy ich zamiłowanie do górskich wędrówek. Dzięki stowarzyszeniu z Bielska-Białej przemierzyli Sudety, Bieszczady, Beskidy, Góry Świętokrzyskie. Zwiedzili Wilno, Pragę, Lwów, byli w Rumunii w okresie kwitnięcia krokusów oraz podziwiali białe noce w Norwegii. Każdemu niepełnosprawnemu towarzyszył opiekun.

- Nie mogę się rozkoszować widokami ze szczytów, więc musi mi wystarczyć sama atmosfera wyjazdów i opowieści przewodnika. Na początku było mi żal, że tych wierchów na horyzoncie nie mogłam zobaczyć, ale Andrzej coś tam jednak widział – przyznaje pani Halina.

Po przeprowadzce ze Śląska do Chrzanowa jej męża zadziwiła  tu jedna rzecz.
- Na niektórych chodnikach, na przykład na ulicy Broniewskiego, latarnie stoją  są na samym środku. Na początku się na nie nadziewałem, a raz rozbiłem nawet czoło – mówi pan Andrzej.

Najchętniej spacerują chodnikiem przy nowej obwodnicy na osiedlu Północ, gdzie mieszkają w bloku na drugim piętrze.  Ona zabiera kijki do nordic walking. Jeden z nich jest pomalowany na biało i sygnalizuje kierowcom, by uważali na niewidomą. Nie wstydzi się. Nie myśli już, że biała laska to koniec świata...