Nie masz konta? Zarejestruj się

Blogi

Apteka pełna... czego?

27.02.2018 20:52 | 1 komentarz | 5 323 odsłon | Alicja Molenda

W aptekach notorycznie brakuje popularnych lekarstw. Półki się w nich co prawda uginają, ale nie pod tym co naprawdę ratuje zdrowie i życie. I nic nie wskazuje na to, że sytuacja się poprawi.

1
Apteka pełna... czego?
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Z wyniku wyniku naszej niedawnej internetowej sondy wynika, że jedna trzecia jej uczestników (33 proc.) miała ostatnio problem z realizacją recepty w aptece. 50 procent respondentów zapisane lekarstwa odebrała na drugi dzień lub w terminie umówionym z aptekarzem. Stale czegoś brakuje. Czy to jest normalne? Według mnie nie.

Nie zgłębiałam wcześniej aptecznych zwyczajów. Chodziłam tam głównie po reklamowane w telewizji i radiu suplementy, po ziółka, środki opatrunkowe, kosmetyki. Apteczne półki puchna od promowanych cudowności na wszystko, a wielobarwny asortyment klienci mają w zasięgu wzroku. Leki przeważnie są przechowywane niżej, w szufladach, które nie są już tak wypchane jak półki.

Odkąd systematycznie chodzę po leki dla rodziców, rzeczywistość skrzeczy. Pomijam już fakt, że właściwie żaden z kilkunastu kupowanych dla moich seniorów medykamentów nie nie figuruje na liście bezpłatnych leków (70+). Za większość płacę 100%. Najgorsze jest jednak to, że nigdy nie zdarzyło mi się, żeby wszystkie lekarstwa z recepty były do kupienia od ręki. I wkurzyłam się ostatnio, czytając w "Przełomie" wypowiedź farmaceutki. Mówiła, że farmaceuci dobrze wiedzą, co się sprzedaje, a co nie, i że to właśnie zamawiają. Może i zamamiwają, ale nie dostają.

Właściciele aptek niechętnie wypowiadają się publicznie na temat asortymentu sprzedażowego. Szkoda, bo anonimowa opinia  w sytuacji kryzysowej wiarygodnie nie brzmi. W aptekach gołym okiem widać, co jest towarem chodliwym, a co nie. Suplementy! To połowa aptecznego obrotu, pewnie i dochodów. Wcale nie leki refundowane, jak myślą zwykli śmiertelnicy! Naczelna Rada Lekarska postulowała kilka lat temu wycofać je z aptecznej sprzedaży, bo pacjenci myślą, że zastępują lekarstwa, ale Izba Aptekarska dzielnie broni tych produktów, bo przecież przy tak silnej konkurencji trzeba z czegoś żyć, co oczywiście rozumiem. Statystyki nie zostawiają wątpliwości. W 2015 r. Polacy wydali na suplementy 1,5 mld zł, a w 2016 już 3,5 mld zł. Nic dziwnego, że aptekarzom opłaca się je mieć na stanie, bo dobrze schodzą. A leki? Niekoniecznie. Poza tym jest z nimi mnóstwo biurokracji.

Czy może być inaczej? Może. Na przykład w krajach skandynawskich, w Holandii, ale i u naszych południowych sąsiadów, nie ma tak potwornych problemów z zaopatrzeniem w leki. Ba, działają tam z powodzeniem e-recepty. Wystawia je lekarz podczas wizyty lub na telefon dla chorych przewlekle. Taki dokument przesyłany jest do apteki. Zanim pacjent tam dotrze, już na niego czekają. SMS przypomina adres apteki. W przypadku problemu z dostępnością, elektroniczna recepta kierowana jest do tej apteki, która medykament posiada, a informacja o miejscu odbioru do pacjenta SMS-em. System e-receptowy sprawdza przy okazji interakcje zaordynowanych medykamentów z innymi, zażywanymi przez pacjenta lekami.

To o czym piszę (e-recepty) miało działać w Polsce już w 2016 r. Nie działa. Nie ma też przystępnego źródła informacji, gdzie leki faktycznie są, i ile kosztują. Prosze zajrzeć na wykazy NFZ-owskie. Gramatura, schorzenie, opakowanie. Mnóstwo czynników wpływajacych na to co, komu i za ile się należ. Leki trzeba dziś sobie wychodzić lub wydzwonić. Kto ma na to siłę i czas? Chorzy, starzy, opiekunowie? Szkoda też, że nie zawsze można liczyć na pomoc farmaceuty w znalezieniu poszukiwanego leku, bo do konkurencji klienta się raczej nie odsyła.

Problem coraz gorszej dostępności leków narasta i obawiam się, że w perspektywie może okazać się większy niż brak lekarzy.

...