Nie masz konta? Zarejestruj się

Krzeszowice

Henryk Woszczyna: Jak można tak manipulować historią

13.12.2016 13:15 | 13 komentarzy | 8 263 odsłon | Michał Koryczan

We wtorek mija 35 lat od wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Rocznicę wydarzeń z 13 grudnia 1981 r. upamiętnili mieszkańcy gminy Krzeszowice.

13
Henryk Woszczyna: Jak można tak manipulować historią
Henryk Woszczyna złożył kwiaty pod obeliskiem Solidarności w Krzeszowicach
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W uroczystościach przy obelisku Solidarności na placu Kulczyckiego w Krzeszowicach wzięli udział m.in. byli działacze związkowi, doskonale pamiętający wydarzenia sprzed 35 lat. Chcieli w ten sposób oddać hołd tym wszystkim, którzy walczyli o wolną Polskę.

- Dziś z ust niektórych ludzi padają słowa o kulturalnym stanie wojennym, o kulturalnej pacyfikacji kopalni Wujek, huty Warszawa czy huty imienia Lenina. Może mają też na myśli kulturalną śmierć: księdza Jerzego Popiełuszki, księdza Michała Rapacza, Stanisława Pyjasa i wielu innych ofiar tamtych lat. Oni zginęli za wolną ojczyznę, a nie dla władzy. Przeraża, jak można dziś tak manipulować historią i faktami. Co można zrobić dla posiadania władzy - mówił Henryk Woszczyna z NSZZ Solidarność Emerytów i Rencistów w Zalasie.

W obchodach uczestniczył również Stanisław Ligas pracujący w kombinacie ogrodniczym w Krzeszowicach, gdzie tworzył struktury Solidarności.

- Po godzinie pierwszej usłyszałem dzwonek. Otwieram drzwi mieszkania, a tam dyrektor zakładu, w którym pracowałem. Mówi: Stasiu, stan wojenny jest ogłoszony, masz być internowany. Ubrałem podwójne kalesony, ciepłą koszulę i czekałem aż przyjdą. Okazało się jednak, że w kieszeni mam klucze od kina Świt, gdzie mieliśmy obchodzić mikołajki. Udałem się tam. W tym czasie do mieszkania przyszło po mnie pięciu panów z kałachami. Żona tylko powiedziała, że nie wie gdzie jestem. Gdy następnego dnia poszedłem do pracy zadzwoniła milicja, że mam się stawić, albo po mnie przyjadą. Pożegnałem się z rodziną i poszedłem. Na komendzie przetrzymali mnie od godziny dziewiątej do osiemnastej. W końcu kazali mi iść do domu. Potem miałem jeszcze wizyty chorążego SB, abym zaczął z nimi współpracować. Proponował mi paszport i wyjazd za granicę. Nie zgodziłem się - opowiada Stanisław Ligas.