Nie masz konta? Zarejestruj się

Sport

FELIETON. Metoda kija i marchewki, bez marchewki

05.10.2015 21:05 | 0 komentarzy | 1 842 odsłona | Michał Koryczan

Gdyby futboliści Orła Balin choć jedną czwartą energii zużytej na „ochrzanianie" kolegów z zespołu spożytkowali na boiskowe poczynania z piłką, nie wracaliby z Woli Filipowskiej bagażem czterech goli. W Libiążu wciąż marzą o pierwszym zwycięstwie, a w Chrzanowie by jak najszybciej uciec z... Libiąża - pisze Michał Koryczan w podsumowaniu sportowego tygodnia.

0
FELIETON. Metoda kija i marchewki, bez marchewki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Jeszcze mecz Wolanki Wola Filipowska z Orłem Balin na dobre się nie zaczął, jeszcze żaden z graczy nie zdążył porządnie skiksować, a młodzi gracze już dostali solidną dawkę „ochrzanu" (często niewybrednego) od bardziej doświadczonych kolegów. Z każdą minutą było coraz gorzej...
Rozumiem, że rutyniarz powinien czasem krzyknąć na nieopierzonego zawodnika, pokazać popełniane przez niego błędy, zmotywować go. Ale to co działo się na boisku w Woli Filipowskiej z motywacją niewiele miało wspólnego.
Po meczu zaskoczenia takimi obrazkami nie kryli zarówno zawodnicy Wolanki, jak i kibice oglądający triumf Woli Filipowskiej nad Orłem.

Najwyraźniej w zespole z Balina ktoś postanowił zastosować metodę kija i marchewki, ale bez marchewki. Za pomocą samego kija to raczej nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Gdyby futboliści Orła Balin choć jedną czwartą energii zużytej na „ochrzanianie" kolegów z zespołu spożytkowali na boiskowe poczynania z piłką, nie wracaliby z Woli Filipowskiej bagażem czterech goli.
Jak usłyszałem od jednego z piłkarzy Wolanki, takim postępowaniem młodych chłopaków można co najwyżej definitywnie zniechęcić do gry w klubie. Zgadzam się.
Teraz więc pole do popisu dla działaczy i trenera Orła, by zastosować mniej drastyczne metody motywacyjne. A co niektórzy gracze powinni chyba mocniej uderzyć się w pierś.

O tym, że biednemu wiatr w oczy, przekonali się w Górniku Libiąż. Nie dość, że po buncie części zawodników kadra zespołu jest wąska i jakościowo (przynajmniej na ten moment) dość słaba jak na czwartą ligę, to w kolejnym meczu zawodnicy łapią czerwone kartki. Starcie z Iskrą Górnik kończył w dziewiątkę. I jak tu myśleć o punktowej zdobyczy?

A co do Libiąża, to tamtejszej hali powoli zaczynają już mieć dość wszyscy w MTS Chrzanów. Szczypiorniści tego klubu nie potrafią tam się odnaleźć. Przegrali drugi mecz w libiąskim obiekcie, choć to oni byli uznawani za faworyta. Kibice i zawodnicy chyba coraz mocniej zaciskają kciuki za remontujących chrzanowską halę sportową, by ci uporali się z pracami jak najszybciej. No bo gdzie chrzanowianie będą czuć się najlepiej, jeśli nie w Chrzanowie?

W Trzebini wszyscy się cieszą, bo juniorzy MKS rozbili futbolowe nadzieje ekstraklasowej Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Skoro więc chłopcy, którzy zebrali cięgi mają być przyszłością popularnych „Słoników", to co czeka tych, którzy zafundowali im to lanie? Niestety, takie przełożenie w futbolu nie obowiązuje.
Tak czy inaczej Trzebinia nie służy Termalice. W tamtym sezonie polegli tu juniorzy młodsi tego klubu. Teraz juniorzy starsi. Klątwa? Raczej nie. Młodzi niecieczanie znaleźli wszak bardziej racjonalną przyczynę klęski (wynik 5-1 dla MKS, to po prawdzie najniższy wymiar kary dla rywala) - sędziego.
Wiadomo jednak, że jak kowal zawini, to Cygan do powieszenia zawsze się znajdzie...